cd:Żołynia -taka była…
Mieszczanie tu w ogóle rękodzielnicy,
Sami szewcy, dom w dom, bez żadnej różnicy,
Wyjątkowo innego, co go spotka fachu,
Szewca zaś spod każdego wystraszyłby dachu.
Klepią te biedaczyska cały dzień i w nocy
Mając żony i córki do wspólnej pomocy,
O, bo w Żołyni rodzą się krasne dziewoje,
Od lat dawnych po świecie głoszą sławę swoją
Zgrabne są to stworzenia, cechują urodą,
Twarzyczki mają piękne i oczka z pogodą,
A choć które ubogie, to są pracowite.
Szczęśliwy ten, którą pojmie za kobietę,
A kiedy się w świąteczne przyodzieją stroje,
To ci radzę młokosie, zamknij oczy swoje,
Bo cię gotowa miłość pochwycić od razu,
Chciałbyś z nią w jednej chwili stanąć przy ołtarzu.
A gdy ci tak dała przypadkiem „od kosza”
To raczej niech przepiórka ucieknie do prosa,
Nie myśl sobie, że ona jest szewskiego fachu,
Bądź sobie ty i hrabią – ona nie ma strachu
Jej pyszczek, modre oczka, kiedy kwitną,
W pełni gwarantują, że przyjdą kochankowie wierni.
Chociaż Żołynia nie ma pięknych ulic w rynku,
Choć tak licha, uboga, nie warta wspominku,
Chociaż tam od jednej do drugiej rogatki
Nawet bez telefonu można mówić gadki,
Choć tu urząd prowadzą Izraela dzieci
I wszędzie pełno na ulicach śmieci,
To jednak w polskich domach czystość, zgoda,
Grzeczność, pobożność – tych ludzisków szkoda,
Że nie mogą wyjść z żydowskich uścisków,
Ale ciężko pracować dla ich tylko zysków –
Patrzeć, jak innowiercy miastem gospodarzą,
Że muszą to wypełniać, co oni im każą,
To hańba, to niehonor dla obywatela,
Oddać miasto w moc wroga, tego już za wiela.
Pingback:Nie dajcie zniszczyć tego skarbu! - Żołynia