Żołyński Klub Morsów “Alaska”

W naszej miejscowości pojawił się nowy gatunek – morsy. Nie chodzi bynajmniej o przedstawiciela dużego drapieżnego ssaka morskiego, zamieszkującego przybrzeżne wody Arktyki. Nie ma to również nic wspólnego z alfabetem Morse’a ani z polskim pistoletem maszynowym z 1939 roku. Te morsy występują w naszej miejscowości, nie są drapieżnikami i pojawiły się niespodziewanie ubiegłorocznej zimy. 

Żołyński Klub Morsów „Alaska”

Chodzi oczywiście o potoczne określenie osób, które uprawiają zimowe kąpiele w lodowatej wodzie. Celem tychże jest utrzymanie ogólnej dobrej sprawności ciała i zdrowia, oraz dostosowanie organizmu do chłodnej pory roku. Tak więc co prawda lato się dawno skończyło, ale dla żołyńskich morsów to właśnie teraz trwa środek sezonu kąpielowego. Niestety, tegoroczna zima jest dosyć kapryśna i niezbyt chłodna, jednak było kilka tygodni, podczas których temperatura spadała znacznie poniżej zera. Mamy też nadzieję, że zima jeszcze nie odpuści i pozwoli nam się cieszyć z lodowatych kąpieli.

W poprzednim sezonie grupka zapaleńców liczyła zaledwie trzy osoby, jednak podczas tegorocznej zimy amatorów kąpieli w przeręblu przybyło i obecnie grupa liczy około 10 członków. W związku z tym powstał pomysł, by założyć (nieoficjalny) klub i wymyślić dla niego odpowiednią nazwę. Tak więc od sezonu 2013-2014 istnieje Żołyński Klub Morsów, o pasującej do morsowania nazwie: “Alaska”.

Każde miejsce, w którym wody jest przynajmniej do wysokości pasa i w którym da się wykuć przeręblę, sprawia morsom wiele radości. Na szczęście w Żołyni nie brakuje takich miejsc. Spotykamy się regularnie dwa razy w tygodniu, najczęściej w środy i niedziele. Jest to uzależnione od wolnego czasu, którym morsy dysponują danego dnia. Niektórzy najchętniej morsowaliby codziennie, jednak organizm potrzebuje kilku (2-3) dni na regenerację.

Jak się przygotować do morsowania? Przede wszystkim psychicznie – to najważniejsze – trzeba przełamać naturalny strach przed nieznanym. Przed kąpielą należy być wypoczętym, z dobrym samopoczuciem i kilka godzin po posiłku. Wbrew pozorom nie trzeba  się wcześniej hartować np. zimnym prysznicem, zanim człowiek zdecyduje się na zostanie morsem. Owszem, hartowanie ciała zimną wodą pozwala na dłuższe zostanie w niej za pierwszym razem, jednak nawet bez tego każda osoba o przeciętnie dobrym zdrowiu jest w stanie wejść do zimnej wody po uprzedniej rozgrzewce.
Następnie należy spakować niezbędny ekwipunek morsa: klapki, ręcznik, bieliznę na zmianę i … to by było w zasadzie na tyle. Wrażliwsi mogą zabrać termos z rozgrzewającą herbatą i jakąś matę pod nogi.

Przed wejściem należy się rozgrzać, a najlepszym sposobem na to jest krótki bieg, pajacyki, przysiady, rozciąganie (alkohol stanowczo odradzamy, przynajmniej na tym etapie), które spowodują podniesienie ciśnienia krwi i szybsze tętno. Jest to ważne ponieważ jedną z pierwszych rzeczy, jakiej doświadczamy zanurzając się w bardzo zimnej wodzie, jest odpowiedź organizmu na szok termiczny. W miarę wchodzenia do wody zwiększa się tętno oraz prędkość oddechu, do takiego stopnia jak przy szybkim biegu. Paradoksalnie o szok termiczny łatwiej latem, gdyż człowiek opalający się w bezruchu na plaży rozgrzewa w słońcu swoje ciało, przez co naczynia krwionośne rozszerzają się i krąży w nich dużo krwi – wszystko przy niskim tętnie spoczynkowym. W zetknięciu z obiektywnie dość ciepłą, lecz tak naprawdę dużo zimniejszą od temperatury naszego ciała wodą, naczynia krwionośne raptownie się kurczą, jest z nich wycofywana duża ilość krwi. I to właśnie wtedy zdarza się, że serce zostaje przeciążone. Zimą, natomiast, po odpowiedniej rozgrzewce (wykonywanej zawsze w ubraniu), mors wchodzi do wody rozgrzany, z wysokim tętnem, przez co zetknięcie z wodą jest całkiem przyjemne.

Potem tylko spodnie w dół i do wody. Należy wchodzić spokojnym ale zdecydowanym krokiem. Nie powinno się morsować w pojedynkę i dlatego wszystkie morsy – także z Alaski są gatunkiem stadnym i towarzyskim. Wchodzimy po szyję, nie mocząc głowy, co twardsi zanurzają dłonie, które obok palców u stóp są najszybciej wychładzającą się częścią ciała. Długość pobytu w wodzie dla każdego z nas jest różna – przeciętnie wynosi kilka minut. Wszystko zależy od “stażu” morsa, temperatury powietrza i wody oraz samopoczucia danego dnia. Trzeba wziąć pod uwagę, że mimo iż woda wychładza dużo bardziej niż powietrze (prawie 25 razy więcej), zagrożenie hipotermią jest niewielkie, jeżeli nie będziemy przebywać w niej zbyt długo. Należy z niej wyjść zanim zaczniemy odczuwać skutki przechłodzenia organizmu. W ostateczności organizm sam nam podpowie, kiedy kąpiel przestaje być przyjemnością. A że przyjemnością jest żołyńskie morsy zgodnie potwierdzą.



Podczas kontaktu z lodowatą wodą organizm wydziela do krwi endorfiny, które mają działanie przeciwbólowe i wprawiają w dobry nastrój. Ze względu na wywoływanie dobrego samopoczucia i łagodnego stanu euforycznego, nazywane są często “hormonami szczęścia”. Endorfiny mają podobny skład do leków antydepresyjnych, więc może niedługo lekarze zamiast psychotropów będą przepisywać swoim pacjentom skierowanie do przerębla? 🙂 Odczuwany jest przypływ witalności i komfortu psychicznego. Stąd też wszystkie morsy z Alaski, zarówno w przeręblu, jak i po wyjściu z niego, mają doskonałe humory.

Zanurzenie się na kilka minut jest silnym bodźcem termicznym, w wyniku czego dochodzi do skurczu powierzchownych naczyń krwionośnych. Krew wycofuje się do naczyń położonych głębiej, poprawiając krążenie w wewnętrznych narządach.  Skóra przy okazji tężeje i sprawia wrażenie jakby była z gumy. Po wyjściu z wody i ponownej rozgrzewce, już w normalnej temperaturze, dochodzi do reakcji odwrotnej – silnego ukrwienia skóry (która staje się mocno zaczerwieniona), stawów skokowych i kolanowych. W ten sposób poprawia się ich odżywienie i regeneracja. Pod wpływem zimna dochodzi do zmian w przewodnictwie nerwowym, co zmniejsza dolegliwości bólowe np. stawów. Ponadto zimne kąpiele poprawiają krążenie oraz normalizują poziom cholesterolu i cukru we krwi. Morsowanie wzmacnia także odporność organizmu na chłód i wirusy. Morsy rzadko zapadają na przeziębienia czy grypę. Jeżeli już to nastąpi, ich przebieg jest łagodniejszy, a powrót do zdrowia szybszy. Takiej “zaprawy” mogą próbować osoby zdrowe, które nie chorują na serce czy inne choroby układu krążenia – lista przeciwwskazań nie jest długa. Dla pań ważną może być informacja, że kąpiele w lodowatej wodzie pomagają pozbyć się cellulitu oraz są pomocne w odchudzaniu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – pobyt w zimnej wodzie jest związany z większym wydatkiem energetycznym, ponieważ organizm potrzebuje więcej energii, by utrzymać temperaturę ciała. Stąd też w aktywnym sezonie można stracić parę zbędnych kilogramów. Natomiast skóra po regularnych kąpielach jest w zdecydowanie lepszej formie.

Foczki (sympatyczne określenie morsujących pań) twierdzą ponoć, że dzięki temu wyglądają jak po odnowie biologicznej 🙂

W zależności od przyjętej strategii członkowie Alaski stosują jednorazowe wejście do przerębla lub też, po pierwszej kąpieli, wychodzą na brzeg i po krótkim, rozgrzewającym biegu, decydują się na ponowne morsowanie. Chętni pomiędzy kolejnym wejściem (oczywiście jeżeli warunki pogodowe na to pozwalają) nacierają się śniegiem, dla zwiększenia stopnia wychłodzenia, po czym wchodzą ponownie do wody.

Po wszystkim szybko się wycieramy, ubieramy w ciepłe ciuchy (dodatkowo można delektować się ciepłą herbatą) i – ciesząc się końską dawką endorfin – wykonujemy około 3 kilometrowy bieg okolicznymi lasami, w celu podniesienia temperatury ciała, a przy okazji ogólnej kondycji. Należy pamiętać, że nawet po wyjściu z wody, temperatura ciała ciągle jeszcze spada. Dlatego po wyjściu na brzeg ubieramy się jak najszybciej. Do dyspozycji mamy zaledwie kilka minut (zwłaszcza przy większych mrozach i silnym wietrze), podczas których organizm nie odczuwa chłodu. Jeżeli byliśmy zbyt długo w wodzie lub zwlekamy z ubraniem się, może nas spotkać przykra niespodzianka i nie będziemy w stanie nawet zasznurować butów. Lepiej więc zachować rozwagę i umiar, a radość z kąpieli będzie dużo większa.

Jak już zostało wspomniane, morsy są z natury towarzyskie, więc i ŻKM “Alaska” organizuje co jakiś czas (po morsowaniu), integrujące członków klubu spotkania przy ognisku, gdzie przy dźwiękach gitary pieczemy kiełbaski i dobrze się bawimy.

Apel żołyńskich morsów

Do klubu niestety nie należy jeszcze żadna foczka, czyli przedstawicielka płci pięknej. W związku z tym zachęcamy odważne panie do wstąpienia w nasze szeregi. Może warto się zdecydować? Kto nie spróbuje, nigdy się nie przekona do pozytywnych właściwości zimnych kąpieli. A więc, parafrazując słowa poety: Śpieszmy się kochać zimę, tak szybko odchodzi. 🙂


nazwa klubu “Alaska”- o czym może nie będziemy szanownych czytelników zbyt głośno informować – wzięła się stąd, że w barze po jednym z morsowań, racząc się trunkiem, myśleliśmy nad dobrą nazwą dla klubu gdy niespodziewanie kolega odwrócił do nas butelkę etykietą, na której widniało logo napoju – Alaska Vodka, a że Alaskę piliśmy zimną, bo tak smakuje najlepiej i ten stan w USA ma zimny klimat – nazwa się przyjęła 🙂

Zobacz galerię Zobacz galerię Zobacz galerię 

 Tekst i zdjęcia: mr-zeus


Komentarze

Żołyński Klub Morsów “Alaska” — 2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

43 − = 39